Bliżej siebie

Nie więcej niż kilkanaście dni temu wróciłam z podróży. Byłam w odległym miejscu, ponieważ jak większość z nas szukałam doznań, których niemożliwe wydawało mi się znaleźć blisko. Zresztą, kto dziś uznałby wycieczkę za miasto za inspirującą, a już na pewno nikt nie potraktowałby jej jako podróży. A ja chciałam być pewna, że wybieram się w podróż, prawdziwą. Jednak po powrocie zapytałam się siebie, co właściwie rozumiem pod pojęciem podróży. I co wniosła mi ta w moje życie nadzwyczajnego? A tak w ogóle,  jakie wartości oferuje podróż, czym nas wabi, przyciąga, powoduje, że dla wielu z nas jest cenna bardziej niż piękny mebel, który stałby dumnie w naszym pokoju. Z powodu doświadczeń, jasne, ale dlaczego? Z powodu wspomnień, zdjęć, nowych przyjaciół, inspiracji, smaków, nowych doznań, wyjścia poza granice własnego komfortu, i tak dalej.  Czym jest zatem podróż i jakie musi spełnić warunki byśmy mogli uznać, że jesteśmy w podróży?

Jeśli zapytacie się dziesięciu osób czy warto podróżować, z pewnością każdy powie wam, że warto. No, może nie każdy. Wielki fancuski filozof i uczony XVII wieku, Blaise Pascal powiedział, że „całe nieszczęście ludzkości bierze się z tego, że człowiek nie jest w stanie wytrzymać samotnie w jednym pokoju”.

Dla większości więc zmiana otoczenia, ciągłe przemieszczanie się i zasysanie nowych wrażeń, których brak w obrębie własnej głowy, ciała, pokoju jest sposobem na przetrwanie samemu ze sobą. Podróżowanie jednak dla większość oznaczać będzie wyjazd w odległe miejsca, które pozwolą, by różnorodność wrażeń, kolorów i emocji dostarczyło jak najwięcej uczuć, emocji, wrażeń. Co  pozwali powiedzieć: dzieje się, więc jestem. Czuję, że żyję.

Zatem czego szukamy w podróży, by poczuć to życie.  Ja uważam, że niepewności i dreszczyku emocji. Nie wiemy co podróż nam przyniesie. Tą niewiadomą zapewniamy sobie miejscami, których nie znamy, obcymi kulturami, ludźmi o innych tradycjach i religiach. Chcemy sprawdzić kim okażemy się w konfrontacji z tym, z czym na co dzień nie mamy do czynienia. Innymi słowy jedziemy w podróż, by poprzez nieznane i ryzykowne poznać siebie. Podróż to również planowanie, by paradoksalnie zmniejszyć ryzyko niespodziewanych wypadków czy zdarzeń, choć częściowo przecież jedziemy właśnie po nie. Oczywiście nie mówię o dramatach, ale o przeżyciach z dobrym zakończeniem, które będziemy długo wspominać i opowiadać przez kolejne lata.

Podróżowanie to też odkrywanie, pozwolenie sobie na poddanie się prądowi wydarzeń, otwarcie się na napotykanych ludzi i przejmowanie ich wiedzy, udział w ich, nieznanych nam tradycjach, smakowanie odmiennych potraw oraz umiejętność podporządkowania się regułom, zasadom, religiom, tych właśnie, na których terytorium szukamy owych doznań.  Akceptacja roli gościa, pokornego ucznia, nie oceniającego zaskakujących odmienności, obyczajów,  sposobu i jakości życia. Kolejnymi znanym wszystkim korzyściami wynikającymi z podróżowania są nowe znajomości na które otwieramy się z prostego powodu, wpisanego w nasze DNA. Gdy nasi praprzodkowie pojawiali się niespodziewanie wśród innych grup musieli zjednać sobie tubylców, udowodnić, że nie działają przeciwko nim, ale na ich korzyść i nawet gruby plik współczesnych powodów podróżowania nie stłumi naszych pierwotnych zachowań czy instynktów. Nawiązujemy znajomości tym szybciej i łatwiej, im w bardziej odległe naszym kultury się udajemy. Przy okazji lubimy sprawdzić siebie. Wystawiamy się na próbę, zaskakujemy się, poznajemy własne słabości , a czasem musimy walczyć z nimi. Dzięki temu stajemy się mocniejsi, wiemy, że jesteśmy niezależni, że los nam sprzyja, odkrywamy swoją siłę, własne umiejętności poradzenia sobie w sytuacjach, w których wydawałoby się nam, nie uda się nam odnaleźć. Wszystko to jest możliwe jedynie w niewygodach podróży. W całkowitej odmienności od znanego. W przygodzie szukamy oderwania od codzienności.  Podroż wymaga czujności, dostosowania się i otwartego umysłu.  Nie ma czasu na analizę życia w którego nurcie płyniemy. W życiu, które wiedziemy każdego dnia. W podróży nasz umysł zaprzątnięty jest organizacją, nowymi znajomymi, rozwiązywaniem bieżących problemów. Sprawami wypływającymi z odkrywania nowego. Odpoczywamy od swoich trosk, które przysłowiowo zostawiamy w domach, miastach  czy firmach. Podróże pozwalają nie myśleć o sprawach przyziemnych, a tempo wycieczki odrywa od rzeczywistości. Oddalenie się od miejsca zamieszkania sprawia, że jesteśmy w stanie poukładać sobie pewne sprawy, przemyśleć i spojrzeć na życie z dystansu.

Odkąd praktykuję jogę, moje podróże bliskie i dalekie niemalże zawsze są połączone z jogą. To daje mi poczucie bezpieczeństwa i namiastkę stabilności . W ten sposób otwieram się szybciej na niewiadomą, oczekuję jej i oswajam z nią, bo wiem, że w gęstej mgle nieznanych elementów podróży mam jeden pewnik, moją matę i praktykę: powtarzalną i regularną. Zatem zapytacie po co podróż, skoro jednak szukamy stabilności, kupujemy ubezpieczenie. Niejednokrotnie przed podróżą, choćby na zdjęciach, chcemy poznać wygląd naszego tymczasowego domu.

Każdy z nas potrzebuje podróży po to, by odświeżyć umysł, spojrzeć na siebie w innym świetle, a nawet w innym otoczeniu. Sprawdzić jak damy sobie radę, czy pokonamy trudności, które przyniesie nam oddalenie się od bezpiecznego i znanego nam środowiska. To jasne i zrozumiałe. Wszystko to jest bardzo ważne na drodze samorozwoju i samopoznania, jednak wciąż mam wątpliwość,  czy aby doświadczyć tego wszystkiego, pogłębić praktykę jogi, poznać siebie, odkryć nowych ludzi, miejsca i świat, oraz wystawić na próbę własne reakcje, zachowania oraz ożywić instynkty, musimy oddalać się od naszych domów na tysiące kilometrów.

Czy to wszystko nie może się wydarzyć, gdy  wsiadamy w autobus podmiejski?

Moim osobistym motywem przewodnim w takich wyjazdach są spotkania z ludźmi i rzeczywiście mój samotny wyjazd na drugi koniec świata tym razem, jak każdym poprzednim, obfitował w przeróżne, ciekawe, zaskakujące oraz dalekie od codzienności  spotkania. Prócz ludzi zawsze próbuję nie stracić z oczu siebie samej.  Obserwuję świat zewnętrzny, ale też przyglądam się sobie. Zawsze tak miałam w podroży, od dziecka.

Kiedy byłam dzieckiem, moja babcia zabierała mnie na  wycieczki za miasto. W jej możliwościach nie  było szansy na wyprawę nad morze, jezioro czy w góry. Jednak moja babcia była żądna przygody i jej niespokojny duch nie pozwalał usiedzieć nam w jej niewielkim ogródku. Od wiosny do jesieni w soboty lub niedzielę pakowała nam prowiant w kremowy sztywny papier śniadaniowy, ubierała godnie,  byśmy wyglądały, jak lubiła mówić, „na ludzi” i szłyśmy na przystanek z torbą, w której były kurtki, kanapki, owoce, termos, a niekiedy też koc. Wsiadałyśmy w podmiejski  autobus. Sama podróż już pozwalała przyjrzeć się innej rzeczywistości, ale naszym głównym celem było oddalenie się od szkoły, kłopotów w domu, trosk babci, którymi nie dzieliła się ze mną.  Wietrzyłyśmy głowy, jak to nazywała babcia. Wietrzenie działo się w lesie, na odległych polach, nad strumykiem, czasem spacerując po cmentarzach szukałyśmy grobów dalszych lub bliższych krewnych. Niekiedy w małych podmiejskich miasteczkach pukałyśmy niespodziewanie do drzwi dawnych przyjaciółek babci. Świat, który mi przedstawiała kończył się w promieniu pięćdziesięciu kilometrach od jej domu. A mimo to niczego nie brakowało naszym wycieczkom.

Były ciekawe, pełen niespodzianek, niezliczonych osób przychylnych i takich wobec których chciało się zachować dystans albo respekt. Pamiętam  miejsca, w niektórych czułam się wspaniale, ale też spotkania wzbudzające we mnie różne uczucia, od odrazy do zazdrości. Takie co otwierają wyobraźnię i pozwalają spojrzeć na świat oczami napotkanych osób. Zdarzało się, że po takiej ekscytującej wycieczce nie mogłam zasnąć niesiona przez wodze puszczonych fantazji, inspirowałam się i marzyłam.

Zdarzały się też takie wśród wypraw, które odstraszały mnie zapachem choroby, pleśnią na ścianach, przemijaniem, niesmacznym obiadem albo opryskliwością innych podróżnych. Babcia kazała z pokorą znosić te niedogodności, nie oceniać pochopnie ludzi. Uczyła mnie akceptacji i cierpliwości, co w moim przypadku nie zawsze szło gładko. Dziś wiem, że być może właśnie te właśnie spotkania i wyprawy obudziły we mnie pragnienie kolejnych  spotkań, poznania tego, co jeszcze nie znane. Te małe wycieczki pozbawiły mnie lęku przed światem i ludźmi, otwartości i pokory w podróży. Nauczyły jak dostroić się  do napotkanej na drodze osoby, jak rozmawiać z tymi, którzy zdają się być z zupełnie innej planety, z innego świata, choć świat ten przyklejony może być swoją granią do mojego.

Nie jeżdżę już na pola za miasto, nie wiem czy to naprawdę dobrze, że paszport i bilet lotniczy jest dziś symbolem przygody większej i ciekawszej niż bilet na podmiejski autobus. Nie wiem nawet jak dawno nie siedziałam w takim miejscu, wśród ludzi z którymi żyję w jednym kraju, a których znam tak samo słabo jak dalekie egzotyczne plemiona za oceanem.  

Dziś żyjemy w świecie social mediów, wielu z nas działa w promieniu oczekiwań zachowań pożądanych przez Instagram i Facebook. To, co czyni z nas zwierzęta stadne, każe zachować się zgodnie z nurtem. Dostosować do współczesności i jej wygórowanych oczekiwań.

Dlaczego to wszystko piszę? Ponieważ praktykuję jogę, ponieważ ona nauczyła mnie wglądu w siebie, jeszcze większej otwartości na świat. Świat woła po pomoc, pożary na Syberii, Amazonii i Austarlii to również efekt naszego głodu podróżowania. Możemy go zaspokoić w równie wartościowych ale bliższych wyprawach. Tak samo bardzo jak cieszę się, że byłam w odległym mi kraju, tak samo bardzo wstydzę się tego, że egoistycznie wybieram  spełnienie moich zachcianek. Szwedzi dziś wybierają pociąg, zamiast samolotu, nie przyznają się nawet publicznie do dalekich podróży. U nas dokładnie odwrotnie. Im więcej wrzucanych zdjęć,  wzbudzanego podziwu, czy nawet zazdrości innych, tym lepiej. Brakuje mi w tym refleksji czego szukamy, po co jedziemy. Szukamy często za daleko, a to co mamy naprawdę blisko, tracimy z oczu. Współczesny świat wymaga od nas przewartościowania. Może nawet ograniczenia. Jeśli w myśl tego, że muszę zdążyć zobaczyć topniejące lodowce w Chile, udamy się na taką wycieczkę, szansa na to, że w naszym kraju kiedykolwiek spadnie śnieg maleje. Nie kierujmy się swoim niepohamowanym apetytem. Syćmy tym czym mamy w zasięgu ręki. Joga nauczyła mnie wytrwałości na ścieżce i tego, że ona nigdy się nie kończy. Chciałabym byśmy dostrzegali te ścieżki wokół naszych domów i to, że niemalże wszystko, czego szukamy daleko, wydarzyć się może obok. Nie trzeba lecieć na koniec świata, by poznać siebie ani świat. Na początek wystarczy  się zastanowić jaki jest świat, który nosimy w sobie i w razie konieczności zadbać o jego kolory. Czy będzie nam łatwiej wytrzymać dłużej w tym jednym symbolicznym pokoju, o którym mówił Pascal? A skoro już wróciłam do słów tego wielkiego filozofa, to na koniec coś z jego myśli dla tych, którym mój wpis wydaje się zbyt długi  „ten list jest tylko dlatego tak długi, że nie miałem czasu na krótki”. Ja też nie 😊

Namaste.

 

 

 

JOGA BALANS - Kursy Ashtanga Vinyasa

Skontaktuj się z nami

Telefon

664 060 083

Adres

Ul. Sandomierska 17/7
02-567 Warszawa

Szkoła Jogi na Starym Mokotowie

[contact-form-7 id="26062" title="Formularz 1"]